Często pada to pytanie: „Czy mantra jest naprawdę modlitwą?” Jako pierwszą odpowiedź zawsze przytaczam tę oto historię:
W pewnej położonej nad jeziorem miejscowości znajdował się piękny kościół z dzwonnicą. Pewnego dnia na skutek zmian tektonicznych w ziemi, cała miejscowość wraz z kościołem znalazła się pod wodą. Legenda, którą później powtarzano o tym miejscu mówiła, że stojąc nad brzegiem jeziora można było czasami usłyszeć dźwięk bijących dzwonów.
Pewien świątobliwy mąż zafascynowany tą historia przybył z daleka by się to sprawdzić. Przez cały miesiąc wysiadywał nad brzegiem jeziora wytężając słuch, by usłyszeć bicie kościelnych dzwonów, niestety bezskutecznie. Zdecydował się zatem porzucić te wysiłki. Ponieważ nie usłyszał dzwonów, postanowił, że w ostatnim dniu będzie jedynie słuchać szumu fal. I słuchając fal, w końcu usłyszał dźwięk dzwonów.
Kiedy szukamy tego, co transcendentne, nie znajdujemy tego. Kiedy słuchamy tego, co jest niedaleko od nas, co nas otacza, wtedy możemy usłyszeć to, co transcendentne, co jest ponad nami.
Sądzę, że to samo dzieje się, gdy powtarzamy mantrę. Jesteśmy obecni tu i teraz, i w ten sposób stajemy w obecności Boga, który jest samą Rzeczywistością. Ale gdy usiłujemy jakoś pochwycić ten moment i Rzeczywistość, tracimy je. Ta prawda jest widoczna w wielu miejscach w Nowym Testamencie. Podczas Przemienienia Chrystusa na górze Tabor Piotr oznajmił Jezusowi, że postawi trzy namioty — „Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza” (Mk 9,5). Piotr chciał w ten sposób jakoś zachować sam moment Przemienienia, jakoś uchwycić Bożą obecność, ale ewangelista Marek mówi, że jego słowa były nierozsądne: „Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni” (Mk 9,6).
Obecność zmartwychwstałego Pana, Mistycznego Chrystusa, nigdy nie jest jawna w czasie Jego obecności. Jest to wyraźnie pokazane w opowieści o uczniach idących do Emaus. Jezus przyłącza się do pogrążonych w smutku uczniów, oni Go jednak nie rozpoznają. Wyjaśnia im Pisma, ale i tym razem Go nie rozpoznają. Poznają Go dopiero przy łamaniu chleba, lecz wtedy On znika im z oczu. Ta chwila, z perspektywy czasu, odsłania uczniom prawdę, że Jezus był z nimi przez cały czas: „I mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24,32). Gdy powtarzamy mantrę, nie jesteśmy świadomymi obecności Chrystusa, jedynie mantra jest wszystkim, co obecne.
Z perspektywy czasu widzimy, że będąc świadomym powtarzanej mantry, jesteśmy w naszym centrum, i będąc tam, przebywamy w obecności Ducha Chrystusa. Chrystus zaś jest w Ojcu, a więc tym samym jesteśmy w obecności Boga, choć w pewnym sensie nie wiemy o tym. Jedynym sposobem na to, by być w obecności Boga jest „nie wiedzieć o tym” — i dlatego modlimy się „nie wiedząc o tym”. A zatem prawdą jest, że przestajemy się modlić gdy rozpoznajemy, że się modlimy (przez analogię do: gdy myślisz, że jesteś świętym, przestajesz nim być).
Modlitewne powtarzanie mantry, bycie obecnym, ale „bez wiedzy o tej obecności”, pokazuje nam również jak wygląda obecność Chrystusa, gdy służymy naszym bliźnim. Jest taka forma duchowości, która mówi, że powinniśmy kochać Chrystusa obecnego w każdym człowieku, oraz że w każdym człowieku winniśmy dostrzegać Chrystusa. Problem polega jednak na tym, że ten sposób patrzenia sprawia, że by zbliżyć się do samego Chrystusa, możemy zacząć innymi wykorzystywać. Możemy wówczas zamienić ludzi w „rzeczy”, które dają nam możliwość zbliżenia się do Chrystusa.
Dla mnie dużo prawdziwsze i zdrowsze jest po prostu kochanie innych. Kiedy kochamy inną osobę, widzimy jej twarz, widzimy jej kruchość i słabość, nawiązujemy kontakt i odnajdujemy w niej Chrystusa. Myślę, że właśnie to miał na myśli św. Augustyn, mówiąc: „Kiedy opiekujesz się chorymi, to Chrystus opiekuje się tobą”. Chrystus, który jest w tobie, opiekuje się chorymi, i Chrystus w chorych opiekuje się tobą. Troska o to by być ‘religijnym’, kiedy tak naprawdę jesteśmy wezwani do tego by być ‘człowiekiem’, może sprawić, że nasza obecność względem innych nie będzie autentyczna.
Powtarzanie mantry jest więc modlitwą ponieważ dzięki tej praktyce, stajemy w obecności tego, co transcendentne, nie podejmując prób uchwycenia tej rzeczywistości. Modlitewne powtarzanie mantry przygotowuje nas do służenia Chrystusowi, Chrystusowi obecnemu we wszystkich ludzkich sytuacjach, ale którego obecność najlepiej dostrzegamy dopiero z perspektywy czasu.
Czytaj też Mantra w tradycji chrześcijańskiej i Mantra
fot.wccm.pl